wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 6

~Adrianne~
Siedzę na zajęciach i prawie zasypiam. Przez całą noc malowałam obraz na projekt oraz obraz na zaliczenie. Jeden skończyłam, na drugi mam jeszcze trochę czasu. Spałam może godzinę. Naprawdę nie dłużej. Miałam wenę, nie wiedzieć czemu. Teraz słucham profesora Pierre. Mój umysł nie chce myśleć po francusku. Minuty lecą mi chaotycznie i nawet nie orientuje się kiedy kończy się ostatni z dzisiejszych wykładów. Opuszczam uczelnię, oddychając z ulgą. Mogę wracać do domu. Jest około siedemnastej. Dawno nie byłam tak głodna i tak zmęczona. Przed budynkiem znowu czeka na mnie taksówka. Teraz to nią wracam do domu po zajęciach. Louis można powiedzieć, że ją wynajął, a ja nie mam nic do gadania. To jeszcze nic. W środku na półce przy tylnym siedzeniu zawsze na eleganckiej tacy są dwa świeże croissanty i gorąca kawa. Nie mam pojęcia skąd ją bierze, ale jest przepyszna. To trwa już od półtora tygodnia. Nie powiem, że nie jest to ułatwienie. Nie chcę się 
z nim kłócić. Za każdym razem, kiedy mu czegoś odmawiam, ten smutek w jego oczach zabija. Poza tym nie chcę, aby miał mnie dość, bo marudzę. Bardzo go lubię, no i potrzebuję jego informacji. Książki, które ma w domu rzeczywiście są bardzo przydatne. Dzięki nim już sporo napisałam. Naprawdę nie wiem, jakbym sobie poradziła bez jego pomocy. Tylko dalej mnie zastanawia, co ja mogę mu dać w zamian. Jak na razie to on daje mi prawie wszystko. Począwszy od laptopa, aż po wynajętą taksówkę.
- Dzień dobry - Martin, bo tak nazywa się kierowca posyła mi szczery uśmiech kiedy wsiadam do środka. Od razu dociera do mnie zapach kawy i ciastek. Mmm..
- Dzień dobry - odpowiadam, biorąc croissanta.
Burczy mi w brzuchu. No już, już. Wgryzam się w miękkie ciasto, a mężczyzna rusza spod akademii. Patrzę przez okno, jak mijamy kolejne ulicy Paryża. Ale pięknie. Uwielbiam tę porę roku. Wiosna, wieczór. Różowe niebo i zachodzące słońce.
Uśmiecham się pod nosem biorąc do ręki kubek z kawą. W życiu nie pomyślałabym, że jazda do domu może być tak bardzo przyjemna.
- Dziękuję, Martin - kładę rękę na jego ramieniu, gdy parkuje. - Czy mogę w końcu zapłacić?
- Pan Tomlinson regularnie wyrównuje rachunki. - odpowiada zdziwiony moim pytaniem.
- Co za osioł - mówię pod nosem. - Dziękuję, do widzenia - zabieram torebkę i wysiadam.
Wchodzę do kamienicy. Idąc po schodach na moje piętro szukam w torebce kluczy do mieszkania. Mam. Wyciągam je i otwieram drzwi. Wchodzę do środka. Boże. Nareszcie. Rzucam wszystko na fotel i ściągając buty, idę do sypialni.
Zadowolona opadam na łóżko. Teraz nie znajdzie się już taka siła, która byłaby w stanie mnie stąd ściągnąć. Nie ma mowy. Wtulona w poduszkę zasypiam.
~*~
Czwartek mam całkowicie wolny, gdyż profesor od historii sztuki się rozchorował, a to jedyne zajęcia, jakie mam tego dnia. Powiedzieli nam o tym wcześniej. Dzięki temu nie musiałam iść na uczelnię. Siedzę przy wyspie i jem kanapki. Chciałabym dzisiaj popracować nad referatem. Muszę zadzwonić do Louisa.
Muszę korzystać z każdej wolnej chwili i okazji. Wydaje mi się że nie powinien robić problemów. Zazwyczaj chętnie zgadza się na nasze spotkania.
Lubię go. No i podoba mi się. Chociaż dalej uważam, że jest ekscentrykiem. Czasami jego słowa mnie szokują. Nie mogę nie zauważyć jak na mnie patrzy. Jak próbuje się zbliżyć, pocałować mnie... A przecież właśnie na tym miała polegać nasza umowa. Chciał mojego ciała. Jego zachowanie jest jednak zaskakujące.
Trzyma się na dystans. Ale jasno określił, czego pragnie. Więc nie rozumiem go. Nie chcę go wykorzystać
i zostawić z niczym. Dlatego wolałabym aby wziął co chciał.
Nie wiem co ja sama o tym myślę. Jaka byłaby moja reakcja. Co tak szczerze o tym myślę. Naprawdę nie wiem. Teraz mogę sobie mówić, że to nic takiego. Ale jakbym się zachowała w takim momencie? Wzdycham i sięgam po telefon. Czekam, aż Louis odbierze.
Robi to praktycznie od razu. 
- Słucham?
- Cześć - biorę do ręki kubek z kawą. - Możemy się dziś spotkać? Mam wolne.
- Oczywiście, znalazłem parę książek i wywiadów, które mogą Cię zainteresować.
- Jesteś wielki - piszczę głośno.
Słyszę jego śmiech. 
- Więc? O której mogę po ciebie przyjechać Aniele? - pyta miękko.
- Przyjdę sama, panie Tomlinson - proponuję uśmiechając się pod nosem.
- Wiesz, że nie ma takiej potrzeby.
- Proszę. I tak fundujesz mi taksówkę. To szaleństwo.
- Piękności ty moje... - jego głos kipi zachwytem.
Przygryzam wargę, wstając z krzesła. Zawsze rumienię się, gdy mnie komplementuje. A nie jestem taka nieśmiała. 
- O której mam być? - pytam, kierując się do sypialni.
- Wiesz, że moje drzwi zawsze są dla ciebie otwarte - teraz dostrzegam nutę nagany.
- Przepraszam. Wiem, pamiętam. Ale sam wiesz, że możesz gdzieś wyjść, albo...No nie wiem. Coś robić - odpowiadam ciszej.
- Czekam na ciebie Aniele.
- Poczekaj - Proszę. Nie chcę, aby się rozłączył. Przełykam ślinę, odstawiając kubek na komodę. Sięgam po koronkę bielizny. No i gdzie moja odwaga? - Louis...
- Tak? - chyba wychodzi do ogrodu bo słyszę rozsuwanie drzwi balkonowych.
- Chcesz mnie? - wyrzucam z siebie.
- Oczywiście, że tak. Przecież masz przyjść - jest zdezorientowany.
- Nie w ten sposób - siadam na fotelu.
- Adrianne, czy coś się stało? - zaniepokojony oddycha bardziej nerwowo co doskonale słyszę.
- Nie, Louis - zapewniam go. I jednak się denerwuje. Robiłam to już.  Nie raz. - Chcę wiedzieć, czy mnie dziś chcesz.
- Aniele wiesz, że pragnę cię jak ni... to nie jest rozmowa na telefon. - ucina. - Bądź gotowa za godzinę.
- Ale ja właśnie dlatego pytam - jęczę. - Dobra - rzucam telefon i podnoszę się.
Nie! Stop! Czy on powiedział, że będzie za godzinę?  Już za godzinę. Godzina to za mało. To bardzo za mało. Zaczynam panikować. Nogi się plączą kiedy chaotycznie biegam po mieszkaniu.
Muszę się ogarnąć. Nie zdążę. Oczywiście, że nie zdążę.Pod samym prysznicem schodzi mi dwadzieścia minut. Potem w ręczniku lecę wybrać ciuchy.
Sukienka? Nie wiem. A może jednak spodnie?
Decyzję pomaga mi podjąć zegar który uświadamia mi, że zostało niecałe pół godziny. Biorę kombinezon w kolorowe kwiaty.
Zakładam go i siadam przed lustrem. Rozczesuję w pośpiechu włosy. Suszę włosy i jeszcze lekko wilgotne związuje w kucyka.
Nakładam makijaż w pośpiechu. Jest delikatny. Używam cieni do powiek i biegnę dopić zimną już kawę. Równo
o dwunastej przyjeżdża Louis. Widzę przez okno jak czeka przy swoim samochodzie.
Zabieram torebkę. Jest mała i mogę ją przewiesić przez siebie. Wkładam do niej portfel i telefon, a po zamknięciu mieszkania lądują tam także klucze. Biorę  głęboki oddech i zbiegam na dol.
Mężczyzna otwiera mi drzwi od strony pasażera bez słowa. Wsiadam do środka zdenerwowana. Jest na mnie zły?
- Olśniewasz jak zwykle - patrzy na mnie kątem oka.
Odpowiadam tylko krótkim uśmiechem. Zapinam pas. Wtedy rusza. Bezpieczeństwo... Jedziemy bez nawet jednego słowa. Dopiero w połowie brunet przerywa ciszę.
- Proszę, teraz możemy kontynuować naszą rozmowę.
- To ty miałeś odpowiedzieć na pytanie - odwracam głowę i patrzę w jego stronę.
- Nie myślałem, że będę musiał to robić. - zaciska palce na kierownicy. - Ty na prawdę nie widzisz?
- Chciałeś kontynuować rozmowę - wyrzucam mu. Jestem zestresowana, czyli się denerwuję. A to znaczy, że wracamy do zachowania jak wtedy gdy błagałam go o wywiad.
Widzę jak uśmiecha się kpiąco pod nosem.
- Oj dziewczyno.. - kręci głową i przelotnie na mnie zerka. - Nie chcę robić nic wbrew tobie.
- Nie będziesz musiał. Chyba pamiętasz o co zapytałeś za pierwszym razem. Powiedziałam zgoda - wzruszam ramionami.
- Tak, pamiętam to bardzo dobrze. Chciałbym jednak żeby to nie było coś czego miałabyś później żałować. - nawet nie orientuje się kiedy wjeżdżamy do garażu.
- Nie będę - zapewniam go. Odchylam głowę do tyłu i opieram ją o zagłówek. Potem mogę żałować, że nie zaryzykowałam. Przecież to nic takiego.
- Chodź - wychodzi z auta i po chwili mi otwiera drzwi.
Podaję mu dłoń, a on pomaga mi wysiąść. Uśmiecham się do niego lekko. Odwzajemnia to, zamyka samochód
i prowadzi mnie do środka domu. Przepuszcza mnie w drzwiach. Od razu wchodzimy do salonu.Dostrzegam na ławie kilka książek ułożonych jedna na drugiej. Natomiast kanapa pokryta jest gazetami.
- To te materiały, tak? - odkładam torebkę na krzesło i kucam przy stoliku.
- Właśnie te - potwierdza idąc do kuchni.
No to nieźle. Będę miała co robić. Biorę laptop i siadam na dywanie.
- Jadłaś śniadanie? - słyszę zza ściany.
- Tak, kanapkę - odpowiadam głośno.
Otwieram pierwszą książkę. Jest stara, przynajmniej na taką wygląda. Ostrożnie przekładam kartki szukając czegoś konkretnego. Muszę korzystać również z tekstów źródłowych. Odnosić się do różnych rzeczy.
- Proszę- przed moim nosem pojawia się miska owoców.
- Dziękuję - stawiam ją obok kolana.
- Mogę jakoś pomóc?
- Tak. Usiądź - Proszę. - Zaczęłam malować obraz  przemijaniu. Nie wiem, czy się nadaje.
- Na pewno tak jest.
- Zobacz - podaję mu telefon ze zdjęciami i wracam do pracy.
- Widać, że nie jest skończony, ale zapowiada się świetnie - stwierdza po chwili.
Kiwam tylko głową. Czytam właśnie jeden z wywiadów.
- To szwajcarski naukowiec - tłumaczy mężczyzna i wraca do patrzenia w mój telefon.
Oby nie przeglądał zdjęć dalej. Dużo selfie. Jak każda dziewczyna. Robię je, ale nigdy nie ujrzą światła dziennego.
- Pójdę poszukać dalej - wstaję i słyszę jak się oddala. Razem spędzamy czas nad referatem aż do wieczora. Bardzo nas to wciągnęło. Bez pamięci.
Zamykam w końcu laptopa. Na dzisiaj wystarczy. Zdecydowanie. Wypijam kolejny kubek herbaty.
- Zaraz powinno przyjechać jedzenie.
- Przecież mogłam coś zrobić - odpowiadam.
- Mam znajomego, właściciela restauracji włoskiej. Ręczę za to jedzenie.
- Okej - podnoszę się. - Pójdę do łazienki - mówię i wychodzę z salonu.
Słyszę jak Louis w tym czasie sprząta w salonie po naszej rozmowie. Mam już niezły kawał roboty. Tylko dzięki niemu. Jest coraz bardziej pomocny. Łazienka do której wchodzę jest prawie cała czarna. Jedynie pojedyncze elementy w niej mają biały kolor. Pasuje do wystroju całego domu. Nowoczesna. Po paru minutach wracam do Louisa. Mężczyzna właśnie odbiera jedzenie od dostawcy i mu płaci. Zamyka drzwi i kiwa na mnie głową. Idziemy do kuchni. Pomagam mu wszystko wyłożyć na talerze.
- Masz piękny ogród - zaczynam temat. - Ale o niego nie dbasz. Tak nie można.
- Nie mam ręki do kwiatów, roślin i innych dupereli..
- Ale kosiarkę to chyba posiadasz.
- Chyba mam - kiwa głową.
- No właśnie. Z kwiatami mogę ci pomóc.
- To tylko badyle - macha ręką.Ja
- Wcale nie. To piękno. Trzeba o nie dbać - mówię obrażona.
- Widocznie mamy inne zdania
- Jesteś facetem, nic dziwnego. Przyjdę tu kiedyś i ogarnę to coś zwane ogrodem.
- Jeśli masz takie życzenie - wzrusza ramionami.
Patrzę przez okno. Ja po prostu nie mam wyjścia. Nie chcę, aby to miejsce odstraszało. A może tu być naprawdę ładnie. Wystarczy trochę wysiłku i chęci. Mężczyzna uśmiecha się delikatnie i delikatnie przeczesuje moje włosy po całej ich długości. Zrób to. Zrób to - powtarzam w myślach. Mam nadzieję, że w myślach.
- Nie wiem jak mam dziękować, że cie spotkałem..
Uśmiecham się lekko i kładę ręce na jego tors. A co ja takiego robię? Nie rozumiem, czemu jest mną zachwycony.
- Co poczujesz jeśli cię pocałuję? - pyta i dostrzegam na jego twarzy mieszankę zmartwienia i niepewności.
- Euforię? Przyjemność? Sama nie wiem - przenoszę wzrok na jego malinowe usta.
Widzę jak przelotnie się uśmiecha i po chwili czuję jego wargi na swoich. Najpierw to zapowiedź pocałunku. Muśnięcie. Delikatne jak piórko. Dopiero potem przyciska usta do moich, a ja od razu rozwieram wargi. Oplatam szyję Louisa, nie chcąc aby się odsunął. Czuję jak silne ramiona obejmują moją talię. W tym pocałunku jest coś takiego... nie potrafię tego określić. Zdecydowanie pragnę więcej. To mieszanka wszystkich emocji i doznań. Nie wiedziałam, że to może być aż tak przyjemne. Cudowne.
- Nieziemskie.. - szepcze minimalnie odsuwając się od moich ust.
- Są twoje usta - kończę za niego.
- Kiedy łączą się z twoim - gładzi powoli moje plecy.
Przesuwam rękoma po jego ramionach. Podziwiam jego mięśnie, który musiał wyrobić na siłowniach. Podziwiam niewielkie tatuaże na jego rękach. Wszystko w nim mi się podoba. Wszystko mnie do niego przyciąga. Nie rusza się, ani mi nie przerywa. Cierpliwie czeka pozwalając mi się poznawać. Dotykam palcami jego szyi. Przesuwam opuszkami wyżej. Wyczuwam ukłucia delikatnego zarostu. Gładzę policzek Lou.
- Taki zwyczajny, ziemski ja..
- Nie prawda - dotykam jego warg. - Nic ziemskiego nie ma w tobie. Jesteś niezwykły. Inny niż wszyscy.
- Aniele... - wzdycha patrząc mi w oczy.
- Chodźmy - wsuwam dłoń w jego.
Idę w stronę schodów na piętro. Jednak już na trzecim stopniu moje stopy nie dotykają ziemi. Mężczyzna podnosi mnie bez najmniejszego kłopotu.
Wchodzi na górę, jakbym ważyła dwa kilo. Całuję go po szyi bardzo subtelnie. Przesuwam nosem po jego obojczyku. Słyszę, jak otwiera drzwi. Brunet rozpina suwak na moich plecach i dopiero potem ostrożnie stawia mnie przed sobą. Patrząc na niego, zsuwam z siebie kombinezon. Wyswobadzam się też ze szpilek. Staję na dywanie boso w samej bieliźnie.
- Perfekcja w całej okazałości.. - mruczy z podziwem.
- Chciałabym zobaczyć ideał - wskazuję na niego.
Zdejmuje swoją koszulkę znów pochylając się przez co mogę ponownie poczuć jego usta. Oddaję pocałunek momentalnie. Kierujemy się w stronę łóżka na które opadam plecami chwilę później, a Louis zawisa nade mną opierając się na rękach po obu stronach mojej głowy.
- Masz bardzo ładną sypialnię - uśmiecham się niewinnie. - Po prostu jak z katalogu. Nie chcesz jej podziwiać?
- To pytanie jest absurdem biorąc pod uwagę, że mogę podziwiać ciebie.
Wplatam palce w jego włosy. Jego słowa są dla mnie bardzo ważne.
Jeszcze raz muska moje usta i przechodzi na szyję.
- Ał...poczekaj - szepczę.
Odsuwa się momentalnie i patrzy na mnie przestraszony.
- Co się stało?
- Nic, nic - uspokajam go i ściągam gumkę z włosów. To się naprawdę wrzyna, gdy człowiek leży.
- Wystraszyłaś mnie. - wyraźnie oddycha z ulgą.
Uśmiecham się przepraszająco i znów go całuje. Cudowne ma te usta. Oddaje pocałunek przytulając mnie do swojego ciała. Jest taki ciepły. Mogłabym tak leżeć godzinami. Czuję się bezpiecznie w jego ramionach. Przesuwa palcami i po chwili czuję że rozpina mój biustonosz.
Zsuwa ramiączka i zostaję pół naga. Zakrywam rękoma piersi.
- Jak możesz wstydzić się czegoś tak... doskonałego? - pyta z zachwytem, ale i zdziwieniem przez moją reakcje.
- Nie jestem doskonała.  Nie jestem idealna. Mam wiele wad, których nie chcesz dostrzec. A będziesz rozczarowany jeśli one nagle wyjdą. - patrzę wszędzie tylko nie na niego.
Marszczy brwi i patrzy na mnie uważnie.
- Masz wady - zgadza się ze mną. - Ale to przecież o to chodzi w tym wszystkim, by je zaakceptować. Dla mnie są po prostu idealne. Widzę wady, ale one należą do ciebie i to jest dla mnie istotne.
- Pocałuj mnie - mówię cichutko. Mój głos drży. Jego słowa są czułe i takie miłe. Sprawia, że czuję się sto razy lepiej.
Od razu spełnia moją prośbę jedną dłonią jeżdżąc wzdłuż mojej talii.
Rozluźniam się. Mam wrażenie, że on również. Ponownie czuję pocałunki na szyi, ale dosłownie chwilę później Louis pieści mój dekolt.
To zupełnie inne doznania niż moje poprzednie zbliżenia. Ci dwaj mężczyźni w ogóle nie dosięgają mu do pięt.
Wszystko robi powoli i bardzo, bardzo delikatnie, wręcz z namaszczeniem. Przez chwilę patrzy mi w oczy. Są takie ciemniejsze od pożądania. Włosy ma potargane. Wygląda seksownie. Posyła mi krótki uśmiech zauważając, że się mu przyglądam i schodzi coraz niżej. Dwie minuty i klęczy przed łóżkiem powoli pozbawiając mnie ostatniej części garderoby.
Odchylam głowę, czując się podniecona i zawstydzona jednocześnie. Oddycham niespokojnie. Obydwoje pragniemy siebie. Naszej jedności. Składam na mojej kobiecości jeden pocałunek
i z powrotem dane jest mi mieć go przed sobą.
Znów zaczynamy się całować. Wolno, namiętnie. Jest mi gorąco. Przesuwam ręką po jego torsie
i rozpinam mu spodnie. Pozbywa się ich nie opuszczając moich warg nawet na sekundę. Wreszcie oboje jesteśmy nadzy. Nie ma pomiędzy nami już nic. Oplatam jego szyję i całuję go za uchem.
- Proszę...Weź mnie - szepczę.
Czuję jak sięga po prezerwatywę i zabezpieczony powoli we mnie wchodzi. Jest bardzo delikatny. Rozpycha mnie, wolno się zagłębiając.
- Mój Anioł.. - powtarza raz za razem.
Jestem ogarnięta rozkoszą. Nic więcej się nie liczy. Tylko on i ja. Ten wieczór, potem noc. Długa, upojna noc.

5 komentarzy:

  1. Kurczę to po prostu jest wspaniałe XD
    Cieszę się że w końcu to zrobili przecież oboje tego od początku pragnęli 😊
    Świetny rozdział
    Życzę weny i do następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG... Jak zwykle łapiesz za moje serce, które się rozpływa przy tym rozdziale. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile tu miłości :) wszystko ale to dosłownie wszystko sobie wyobrazilam nawet te piękne uczucia które są miedzy nimi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko jest tak niesamowicie opisane... Wszystko można sb wyobrazić. Kocham cię mój guru :-*

    OdpowiedzUsuń