sobota, 29 sierpnia 2015

Epilog

- Dasz radę wstać? - Niall pochyla się nade mną. - Mam kule, ale jak nie poradzisz sobie, to pomożemy ci z wózkiem - mówi. Dzisiaj jest mój ślub. Od dwóch miesięcy siedzę na tym czymś.
- Przecież już mówiłem - warczę.
To powinien być najpiękniejszy dzień w życiu, a jestem wściekły, że nie będę mógł go takim uczynić dla mojego Aniołka.
Wszystko było gotowe. Poprosiłem przyjaciół. Wiele rzeczy nie mogłem zrobić. Nie mogłem prowadzić auta. A dużo  spraw było do załatwienia na mieście. Moja matka mówi przez drzwi, że powinniśmy się zbierać wiec tak właśnie robimy.
Siedzę z przodu auta. Niall zamyka bagażnik i wsiada za kierownicę. Adrianne zapewne jest już w kościele i czeka na mnie. Mój sens życia.. Uśmiecham się delikatnie pod nosem. Zgodziła się. To jest najważniejsze. Nie odeszła. Pomimo wypadku została i nadal chciała za mniej wyjść. Kocham ją jeszcze mocniej choć nie miałem pojęcia, że to możliwe. A jednak. Jednak się da. Jej projekt nas złączył. Inaczej nigdy bym jej nie poznał. Wzdycham i wyglądam za okno. Paryż latem. Coś pięknego. Jest czternasty sierpnia. Muszę zapamiętać tę datę. Niall parkuje pod dużym kościołem w centrum miasta.
- Poczekaj, pomogę ci - mówi i wysiada.
Siadam na wózek, a przed wejściem do kościoła. Biorę kule. Choćby miały mi odpaść ręce to dojdę do tego ołtarza.
- Spokojnie - Niall trochę mi pomaga.
Powoli idę przed siebie. Jest ciężko. Bardzo.
Dawno nie szedłem o własnych nogach. To boli. Ale ja dam radę. W końcu widzę ołtarz. Muszę być tam pierwszy.
Goście są już na swoich miejscach. Jest nawet matka Adrianne. Czuję jej palący wzrok. Za co ona mnie tak mocno nienawidzi? Nic jej nie zrobiłem. Naprawdę. Nic.
W końcu docieram na miejsce. Wszyscy wstają, rozbrzmiewa się marsz weselny, a w progu kościoła pojawia się mój Anioł.
Do tego momentu nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądać jej suknia. Ale teraz tym bardziej nogi się pode mną uginaly.
Uśmiech pojawia się na mojej twarzy. W jednym momencie staje się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Płynnie idzie w moim kierunku. Skina głową do gości. W końcu patrzy na mnie. Staje naprzeciwko.
- Louis, nogi...- mówi szeptem zmartwiona.
- Cicho - mówię krótko i posyłam jej uśmiech. Ksiądz rozpoczyna ceremonię.
Wiele mnie nie obchodzi. Tylko przysięga. Piękne słowa prosto z serca. Złoty krążek. I już. Stało się.
Przyciągam ją jedną ręką i całuje. Moja żona.
To naprawdę cudowna chwila. Nasza. Anne oddaje pocałunek i odsuwa się. Pomaga mi zejść po schodku i idziemy do wyjścia z kościoła. Przed kościołem czekają wszystkie ważne dla nas osoby. Wszyscy razem, a potem każdy z osobna nam dziękuję.
Kilka zdjęć, prezentów i możemy iść do samochodu. Siadamy z tyłu. Adrianne glaszcze dłonią moje kolano, uśmiechając się.
- Kocham Cię.. - pochylam się i znów łącze nasze usta. - Jakie to uczucie? Być moją żoną.
- Najlepsze - mruczy w moje usta.- Czuję się taka szczęśliwa i dumna.
Te słowa napełniają moje serce niezmierną radością.
- Wyglądasz bardzo seksownie - mówi mi do ucha.
Śmieję się przez jej słowa. Wiem, że zrobię wszystko żeby była Szczęśliwa. Zasługuje na to Całą sobą.
Mam swoją drugą połówkę. Nie mogło być lepiej. Jedziemy na nasze niewielkie przyjęcie.
- Louis, wyczerpałes dzisiaj limit - mówi dziewczyna, gdy się zatrzymujemy. - Nie możesz tyle chodzić.
- Nic mi nie będzie.- zapewniam ją.
- Nie ma mowy.
- Aniele, proszę.. to ma być Twój wieczór.
- To ma być nasz wieczór. Będę szczęśliwa, jeśli będziesz się dobrze czuł, tak? Więc proszę, kochanie.
- Nie każmy gościom czekać - otwieram drzwi i biorę kule.
Niall pomaga mi wysiąść i idzie otworzyć drzwi Adrianne.
Znów Patrzę na swoją piękną żonę. To ona daje mi siłę żeby stawiać kolejne kroki.
Dzięki niej dziś tu jestem. Dzięki Niej Chcę Żyć. Naprawdę było ciężko. Miałem chwilę słabości i załamania.
Ale wtedy za każdym razem pojawiała się ona i siły wracały.
Wchodzimy do srodka. Wita nas obsluga. Goscie trzymaja szampana. Adrianne podaje mi kieliszek.
Przenoszę cały ciężar na lewą rękę i w lewą biorę alkohol.
- Darujemy sobie taniec.
- Przepraszam.. - wzdycham cały w wyrzutach sumienia.
- Przestan. Tak sie ciesze, ze z tego wyszedles.
- Ale twój ślub nie może być idealny.
- Ale on jest idealny, Louis. A jaki jest Twoj slub? Bo myslalam, ze ten jest nasz.
- Nasz - kiwam głową i całuje ją.
Oddaje Pocalunek Z lekkim usmiechem. Juz mi nie ucieknie. Podczas przyjecia jej mama raczej do nas nie podchodzi. Cale szczescie. Nie ma niepotrzebnych scysji .
Mam całe lata żeby udobruchać teściową. Nie będę się tym zajmować teraz. Dzisiaj najważniejszy jest mój Anioł.
- Mam cos dla was - mowi Emily. Swiadek Adrianne. Pokazuje nam nasz portret.
Dziewczyna bierze obraz i uśmiecha się szeroko. Prezent zdecydowanie przypadł mojej żonie do gustu.
- Zobacz. Możemy powiesić w salonie. Jest świetny.  Dziękujemy.
- Piękny - zgadzam się.
- Szczescia - usmiecha sie do nas i odchodzi.
- Jedziemy do domu? - Adrianne opiera glowe o moje ramie. - Chyba kazdy juz ze mna tanczyl.
-Co tylko chcesz piękna - całuje ją w skron.
- Chodz, piekny - podaje mi reke i pomaga wstac.
Zegnamy sie z goscmi i udajemy do auta.
To ona kieruje więc w domu jesteśmy dopiero półtorej godziny później.
- Powiem ci, ze wygladam jak beza. Mam duzo warstw - smieje sie, wchodzac ze mna do srodka.
- Wyglądasz jak... conajmniej bogini. - Poprawiam ją.
Patrzy na mnie z politowaniem. Ona nigdy nie zgodzi sie ze mna. No nigdy. Sadza mnie na kanapie i pomaga sie rozebrac z marynarki.
- Nie rób ze mnie aż takiej kaleki Aniołku. - całuje jej dłoń. - Obiecuję, że jeszcze przeniosę cię przez próg - mówię najszczerzej jak potrafię.
- Trzymam za slowo, najdrozszy - pochyla sie, opierajac czolo o moje.
- Obiecuję - powtarzam i muskam jej usta.
Wplata palce w moje wlosy. Przez chwile trwamy w pocalunku,  po czym odsuwa sie i podchodzi do barku. Nalewa do szklanki whisky. Podaje mi ja.
- Nie dzisiaj. - odstawiam Naczynie i ciągne tą pyze na swoje kolana.
- Alez dzisiaj. Wlasnie dzisiaj ci pozwalam - laskocze mnie wlosami w policzek.
- Ale dzisiaj ich nie potrzebuje - mówię pewien tych słów.
- Dobrze - rozpina mi koszule. - Chcesz sie wykapac czy pojdziemy sie polozyc?
- Jak już mówiłem ta suknia jest nieziemska, ale jej czas chyba minął..
- Ach tak? - prostuje sie. - To moze ja zdejme? - przesuwa palcami po dekolcie.
- Chętnie ci w tym pomogę.
- Nie wolisz popatrzeć jak opada falami ja ten dywan? Tak tu?
- Skoro tak to przedstawiasz - uśmiecham się.
Mruga do mnie i rozpina gorstet. Potem zajmuje sie dołem sukni. W koncu staje w bialej, dopasowanej bieliźnie.
- I znowu tak bardzo piękna... - zachwycam się.
- Mogę to powiedzieć o moim mężu, który siedzi przede mną w seksownie rozpietej koszuli. Popatrz. Żeby do tego doszło, musiałam dobijać się do twoich drzwi.
- Miałem cię wtedy serdecznie dość..
- Tak, chyba do czasu, aż mi nie otworzyłeś - prycha.
- Oczywiście, że tak.
- Chodź - pomaga mi wstać.
Biorę kule i już znacznie z większym trudem idę do sypialni.
Adrianne pomaga mi się położyć i odkłada kule.
Wyciągam do niej dłoń i przyciągam do siebie. Kocham ją tak bardzo..
Mój anioł. Uratował mnie z upadku. Wyciągnął. Teraz wszystko jest takie lepsze.
Siada na moich kolanach i całuje mnie. Te najsłodsze usta świata.
- Więc dzisiaj jest to kiedy indziej? - rozpina mi pasek.
- Dzisiaj jestem cały twój, ale w zamian żądam ciebie.- składam krótkie pocałunki na jej wargach.
- Tak, kochanie - mruczy i schodzi niżej.
No cóż. To będzie długa noc.
~*~
- Ma pan córkę, panie Tomlinson - oznajmia lekarz, wychodzący z naszej sypialni. - Zdrową, śliczną córkę.
Uśmiecham się szeroko i wreszcie staję w miejscu. Od ponad godziny tylko chodziłem od ściany do ściany kompletnie nie wiedząc co ze sobą począć. Wchodzę do mojej żony i klękam przy łóżku.
- Jak się czujesz, Aniele?
- Strasznie zmęczona - mówi sennie. Lekko się uśmiecha. - I obolała.
- Moje biedactwo.. - całuje jej spocone czoło i przenoszę wzrok na córeczkę. - Cześć Barbie, mój skarbie.
Leży w jej ramionach w białym puchatym kocyku. Jeszcze nie wie co się dzieje. Ale nie śpi. Patrzy na mnie.
- Jesteś śliczna jak twoja mamusia, wiesz? - najdelikatniej jak potrafię przejeżdżam palcem po jej policzku.
- Weź ją na ręce - szepcze.
- Jest za mała - mówię przestraszony
- Jest maleńka. Ale nie zrobisz jej krzywdy, kochanie. To Twoja Córka.
- Moja córeczka.. - blondynka powoli daje mi ją na ręce.
Patrzę w malutką istotę, która wniesie tu radość. Było ciężko. Najpierw mój powrót do zdrowia, a potem gdy chcieliśmy mieć dziecko, nie mogliśmy.
Adrianne miała duży kłopot by zajść, a potem utrzymać ciążę. Te dziewięć miesięcy praktycznie cały czas leżała.
Ciągle mnie przepraszała. Wstrzymała studia. Robiła wszystko, co kazał lekarz prowadzący. No i jest nasze cudo. Ten kwiatuszek.
- Dziękuję - szepczę, patrząc na mojego Anioła. - Tak bardzo ci dziękuję.
- Kocham cię.
- Kocham cię mój Aniele.

5 komentarzy:

  1. Cudowny *_* Wzięli ślub, mają dziecko... =D To było piękne opowiadanie! Dziękuję Ci z nie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że skończyło się happy endem, jednak szkoda, że to już koniec ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Happy End 😍😍😍
    Tak bardzo sie cieszę ze jest szczęśliwe zakończenie
    Ze ten wypadek nie przeszkodził im w wzięciu ślubu
    Szkoda ze to juz koniec :'(
    Ale bardzo dobrze ze właśnie taki koniec...SZCZĘŚLIWY
    DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ ZA TO ŻE PISAŁAŚ TO OPOWIADANIE

    OdpowiedzUsuń
  4. Całość przeczytałam dzisiaj i nie żałuję. :)
    Piękne zakończenie <3!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Zapraszam też do mnie: https://all-the-same-fanfiction.blogspot.com/

    Oczywiście nie mogę równać się z twoim talentem pisarskim, ale może ci się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń