Siadam przy fontannie z kubkiem kawy w reku. Jest ładna pogoda. Zaczyna się wiosna. A ja zamiast zaczynać myśleć, znów nie mogę malować. Od tego dnia minęły trzy doby. Nic się nie zmieniło. Nic mnie nie natchnęło. Nie poczułam uderzenia weny. Co mam zrobić? Zmienić obiekt pracy. Tak, to nie jest takie proste. Rozmawiałam z ludźmi z roku. Niektórzy zrobili już na prawdę dużo jak na tak małą ilość czasu. Strach zaczyna zajmować coraz większą część mojego umysłu.
Oni wygrają. Wyprzedza mnie. Nic nie zyskam. To mnie przytłacza. Zawsze wszystko szlo tak prosto. Miałam coś zrobić, przykładałam się i robiłam. Miałam się nauczyć, to nauczyłam.
A teraz? Czuję się kompletnie bezradna. Z jednej strony mam ambicje i talent. Jednak nic nie powstaje. Nie mogę nawet zacząć.
Biorę kolejny łyk kawy. Wpatruję się w ruch przede mną. Auta mijają się na ulicy. Każdy gdzieś spieszy. Czemu nie można wyłączyć czasu? Zatrzymać na moment pędu życia. Cofnąć się do jakiejś chwili. Im więcej nad tym myślę, tym bardziej podoba mi się temat tego projektu. Przemijanie... Niepowstrzymana siła, która jest obecna w życiu każdego człowieka. Każdy się starzeje. Dorasta. Nie można do tego wrócić. Coś przemija, ale wspomnienia zostają. Boże. Zaczynam myśleć jak filozof. Dużo mi do tego brakuje. Przydałby się specjalista. A takim właśnie jest Louis Tomlinson. Ugh..! Że też akurat to wszystko musiało się poplątać. Kompletnie nie rozumiem tego mężczyzny. Nic co mówił nie było dla mnie jasne.. oprócz tego czego ode mnie chce oczywiście.
To akurat rozumiem. Chociaż nie wiem dlaczego powiedział mi to na pierwszym spotkaniu. Bezpośrednio. To było...Dziwne. Poniekąd nie miłe. Ale na to nie chcę zwracać uwagi. Za bardzo mi zależy. Kończę napój i wstaje. Ajć, mój tyłek. Prostuję się i zakładam torbę na ramię. Idę do metra. Mam maila profesora. Może tak się dogadamy.
Wkładam do uszu słuchawki i zamykam oczy siedząc z tyłu. Dopiero po powrocie do domu i zjedzeniu czegoś sensownego zastanawiam się co dalej.
Siadam przed komputerem. Włączam pocztę. Przez chwilę wpatruję się w ikonkę internetu. Ładuje się i ładuje. Czekam zdenerwowana.
Poprawiam się wygodniej i wkładam nogi pod pupę. Włączam pocztę i biorę torebkę. Gdzieś tu powinnam mieć tą kartkę. Ach tak. Mam. Mój ulubiony profesor podał mi adres. Kochany człowiek. Mam u niego dług.
Kładę kartkę przed sobą, przepisuję adres i nagle ręce znów zaczynają mi drzeć. Biorę głęboki oddech i zaczynam pisać.
Do: Louis Tomlinson
Od: Adrianne
Temat: Rozmowa.
Dzień dobry, panie Tomlinson. Proszę raz jeszcze rozpatrzeć moją prośbę. Od trzech dni stoję w miejscu. Nie mogę nic napisać ani nic namalować. Brakuje mi weny i wiedzy. Zgodziłby się pan na spotkanie?
Wysyłam wiadomość i wzdycham. Bardzo formalnie.
Siedzę przed komputerem oczekując naiwnie odpowiedzi, jednak nic z tego. Może po prostu nie przeczytał jeszcze tej wiadomości.
Wstaję i idę do kuchni po coś do jedzenia. Zaczynam robić tosty, co chwila zerkając przez drzwi czy przypadkiem nie mam nowej wiadomości. Jednak pomimo upływu godziny skrzynka nadal jest pusta. Cholera! Co jeśli nie odpisze? Jeśli tak bardzo go zdenerwowałam? Gdy kończę już jeść przed moimi oczami, na ekranie pojawia się koperta. Piszczę podekscytowana i otwieram ją.
Do: Adrianne Cansas
Od: Louis Tomlinson
Temat: Rozmowa
Najdroższy Aniele,
Moje zdanie nie uległo zmianie po naszym ostatnim spotkaniu. Twój urok jednak sprawia że nadal z wielką chęcią przyjąłbym cię z twoim projektem. Wystarczy tylko twoja zgoda. Odmawiam spotkania. Przy tobie nie mogę myśleć racjonalnie i czuję się niebezpiecznie.
Proszę, zgódź się, Piękna.
O matko. O matko. O matko. Co ja mam zrobić? On pisze tak, jakby oszalał na moim punkcie. Nie wiem czy mam, jakiekolwiek inne wyjście.
Do: Louis Tomlinson
Od: Adrianne Cansas
Temat: Rozmowa
Proszę powiedzieć, czego dokładnie Pan oczekuje. Co mam dla pana zrobić? Co mogę dać? Nie chcę być wykorzystywana i kogoś wykorzystywać.
Proszę o szczerą odpowiedź, panie Tomlinson.
Do: Adrianne Cansas
Od: Louis Tomlinson
Temat: Rozmowa
Znów mnie ranisz pisząc tak okropne rzeczy zarówno na swój, jak i mój temat. Czego chcę? CIEBIE. Twojego ciała, twojego umysłu, twojego głosu, twoich ruchów. Całej ciebie.
Poruszam się niespokojnie na krześle. Zaczynam się czuć niepewnie. Ta propozycja jest szalona. Dobrze, że nie mam chłopaka. Moje wyrzuty sumienia już byłyby tysiąc razy większe.
Do: Louis Tomlinson
Od: Adrianne Cansas
Temat: Zgoda.
Dobrze. W takim razie ja oddaję siebie, za informację o Panu.
Do: Adrianne Cansas
Od: Louis Tomlinson
Temat: Euforia
Cały jestem twój Aniele. Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania.
Odpowiedź otrzymuje od razu. Jest zaskakująca i wywołuje u mnie kolejne emocje.
Uśmiecham się lekko pod nosem. Dlaczego to mnie cieszy? Naprawdę nie wiem. Powinnam być zniesmaczona. Ale za bardzo mi zależy. Muszę mieć wszystko o nim. Poza tym nie jest odrażającym staruszkiem, a dobrze się trzymającym facetem po trzydziestce.
Może nie spodziewałam się czegoś takiego, ale nie jestem też szczególnie religijna. Zresztą.. niby po kim? Po mamie która jest na drugim końcu świata ze swoim... chłopakiem? Ona nigdy się niczym nie przejmowała. Miała swoje zasady. Swoje podejście do życia. Nie znałam ojca, więc tylko mama mnie wychowywała. A ja nie chciałam być jak ona. Po prostu parę rzeczy wynosi się z domu. W życiu trzeba ryzykować. Potem mogę żałować. Czas mnie goni. Niestety. Tu nie ma czasu na długie podejmowanie decyzji. Z jednej strony chcę do niego iść jak najszybciej by mój projekt ruszył, ale przecież jest jeszcze ta druga strona umowy. o co ja mam dać jemu. I tego się obawiam. Ja nie jestem...Czy ja jestem ładna? Nie. Nijaka, normalna, wtapiająca się w tłum. Zupełnie nie rozumiem, czemu uważa mnie za Anioła. Myli się i to bardzo. Pociągam go? Nawet nie zdążył mnie poznać, lepiej się przypatrzeć.
Pamiętam dobrze jego wzrok gdy otworzył mi drzwi. Najpierw źrenice powiększyły się dwukrotnie, a następnie niebieskie tęczówki zaszły mgłą. Miałam chwilę, aby mu się przyjrzeć. Był bardzo przystojny. Delikatny zarost powodował, że był jeszcze seksowniejszy. Lubiłam brunetów. Zwłaszcza o błękitnych oczach. Dopiero gdy dostrzegam swoje odbicie w ekranie laptopa, orientuje się że przygryzam wargę. Naprawdę muszę wziąć się w garść i ogarnąć to wszystko. Podnoszę się z krzesła i zamykam laptopa. Okej, więc od jutra zaczynamy. Nie mogę już stać w miejscu. Czas zacząć pracę.
Podśpiewując pod nosem, idę do łazienki. Puszczam wodę w kabinie i szybko się rozbieram. Naga wchodzę pod ciepły strumień. Och, jak dobrze. Obejmuję się ramionami i dłońmi badam swoje plecy. Hmm.. nie czuję żadnych ran po skrzydłach. Automatycznie zaczynam się śmiać z samej siebie. Wariuję. Prawie wariuję. Ale to zdecydowanie poprawia mi humor. Stoję pod wodą i ogarniam swoje ciało. Chcę być przygotowana na wszystko. Nawet na zbliżenie. Albo na odrzucenie. Zawsze może mu się odmienić. Przez wszystkie "zabiegi " jakie na sobie wykonuję, wychodzę z łazienki dopiero półtorej godziny później. Zdecydowanie właśnie takie coś było mi potrzebne. Czuję się wspaniale. Przebieram się w dres i z książką kładę do łóżka. Nie jestem zmęczona. W końcu jutro weekend. Mogę się wyspać. Otwieram stronę gdzie ostatnio skończyłam i pozwalam całkowicie pochłonąć się światu bohaterów. Okazuję się, że tak zasypiam. A kiedy się budzę jestem trochę obolała. Moje ręce spoczywają na talii, gdzie przytrzymuje rozłożoną na skończonej stronie, książkę. Poruszam się delikatnie i jęczę. Mój kark...
Dochodzę do wniosku, że czytanie do oporu nie było mądre z mojej strony. Dzisiaj zdecydowanie czekają mnie tego konsekwencje.
Mój dzień wiążę się z dużym sprzątaniem. Ogarniam cały dom. Naprawdę cały. Dokładnie wszystko sprzątam, każdy zakamarek. Nawet zapominam o obiedzie. Muszę zająć czymś myśli. Chcę do niego zadzwonić. Dzisiaj, coś ustalić. Ale znów się boję, zbieram na odwagę. Gdy wszystkie te kurze i cały bałagan wyciskają ze mnie resztę sił, ląduję w fotelu, który dzisiaj okazuje się być tak wygodny jak jeszcze nigdy. No dobra, Anne. Odkładałaś to tak długo jak mogłaś. Teraz trzeba pójść krok dalej. Pochylam się i sięgam ręką do szklanego stolika. Biorę telefon i z wahaniem wybieram numer pana Tomlinsona. Spokojnie, dogadaliśmy się. Będzie tylko łatwiej.
Oczekuję jego głosu w słuchawce. Kiedy odbiera, panikuję. Nie odzywam się, a jedynie oddycham niespokojnie.
- Adrianne? - odzywa się spokojnie i cicho.
Czyli dokładnie przeciwnie do stanu w jakim jestem ja.
- Ja chyba - mówię półszeptem, zaciskając palce na udzie. Ał. Będę mieć siniaka przez nerwy. - Chcę się spotkać - dodaję.
- Cudownie - od razu daję się rozpoznać radość w jego głosie.
- Więc kiedy?
- Chociażby teraz - odpowiada bez zająknięcia.
- Będę za dwie godziny, proszę pana - podnoszę się i idę do sypialni.
- Przyjechać po ciebie? - słyszę w jego głosie szczerą troskę i zainteresowanie
Zastanawiam się chwilę. To dosyć daleko. Zupełnie inna dzielnica miasta. Jest sobota wieczór. Prawie wieczór. Na pewno będzie ruch na ulicach.
- Jeśli pan by mógł - mówię skromnie.
- Wyślij mi adres, Aniele. Będę najszybciej jak się da.
Uśmiecham się pod nosem. Rozłączam i wysyłam wiadomość. Mam nadzieję, że jest trzeźwy. Otwieram szafę. Co ja mam ubrać?
Stop! Na prawdę zaczynam się o siebie martwić. Ten facet chcę ze mną uprawiać sex. Otwarcie powiedział że właśnie tego oczekuje w zamian. Ja jednak nie martwię się tym, a ciuchami jakie mam ubrać? Chyba przez chwilę chciałam być adorowana. Ale tutaj wiadomo o co chodzi. Już się nie zastanawiam. Zakładam dosyć ładną bieliznę i jakąś sukienkę. I tak ją zdejmie.
Stoję przed lustrem malując się. Wybieram mocny tusz i brzoskwiniowy błyszczyk. To wszystko na co się decyduje.
Opieram czoło o framugę drzwi. Jestem gotowa. Ale na co? Bo w zasadzie to sama już nie wiem. Mija jakieś dziesięć minut i dostaje wiadomość że mężczyzna już na mnie czeka.
~Louis~
Stoję oparty o swojego mercedesa i patrzę w niebo. Pojawia się na nim coraz więcej gwiazd. Uśmiecham się uświadamiając sobie jak duże szczęście mnie spotkało, że mój anioł jest na ziemi, tak blisko mnie. Nie błądzi gdzieś w obłokach. Jest tutaj przy mnie. Nie wiem komu dziękować. Nie wiem, jak mnie znalazła. Gdzie? Przez co? Ale to nie ważne. Ważne, że dążyła do tego, aby mnie poznać. Na początku mi to nie odpowiadało. Nie pasowało. Nie lubię mówić o siebie. Ludzie są i będą fałszywi oraz ciekawscy. Za bardzo. Ale ona nie. Ona przez te informacje, chce więcej. Jestem pewien. Nie będę żałować, że się zgodziłem.
Wracam wzrokiem do kamienicy przede mną, a z niej właśnie wychodzi moja piękność. Odbiera mi tak banalną umiejętność jaką jest oddychanie. Z każdym jej krokiem w moją stronę czuję jej energię.
Ma na sobie malinową sukienkę i płaskie czarne buty. Wygląda niewinnie mimo wszystko. Podchodzi do mnie i staje naprzeciwko. Ona się denerwuje. Już to widzę.
- Za każdym razem masz zamiar mi to robić? - pytam biorąc ostrożnie jej dłoń i przyglądając sobie do ust w celu złożenia wielbiącego jej jedwabną skórę, pocałunku.
- Co takiego? - odzywa się delikatnym, melodyjnym głosem. - Świetnie pan wygląda - mówi już ciszej.
- Wyglądać lepiej niż moje wspomnienia są w stanie zarejestrować.. - tłumaczę. - Dziękuję, nie powiem Ci tego samego, gdyż w twoim przypadku pięknie nie jest wystarczające, byłoby obelgą. - prowadzę ją dookoła samochodu i otwieram drzwi od strony pasażera.
Dziewczyna uśmiecha się i wsiada do środka, odgarniając włosy z czoła. Zamykam drzwi, wzdychając. Podrzucając kluczyki idę na swoje miejsce. Ten wieczór już zaczyna być bardzo udany.
Otwieram sobie drzwi z drugiej strony i zajmuje miejsce przed kierownicą.
- Zapnij proszę pas, nie chcę nadwyrężać twoich kolegów stróżów. - mówię do blondwłosej i odpalam auto gdy mam już pewność że jest zabezpieczona.
- Czym pan się zajmuje? - pyta, patrząc na mój profil, kiedy skupiony prowadzę samochód.
- Jestem profesorem filozofii. - odpowiadam wiedząc, że nie na taką odpowiedź liczyła.
- Tak, to chyba wie każdy. Ale chyba tak duży dom i takie auto kosztuje.
- Twoja inteligencja cie nie zawodzi Aniołku. - uśmiecham się pod nosem.
Wzrusza ramionami. Widzę to kątem oka. Nic nie mówi przez kolejne pięć minut.
- Obiecuję, że się dowiesz. - to ja przerywam ciszę. - Po prostu jeszcze nie teraz.
- Postaram się być cierpliwa - obiecuję. Puka palcami w kolano. Z radia płynie piosenka Taylor Swift. Dziewczęcy gust. Niewzruszony jedynie przyspieszam kierując się do swojej posiadłości. Dlaczego ona musi mieszkać tak daleko ode mnie? Nie podoba mi się to. Ja sobie poradzę. Ale ona będzie musiała pokonywać długą drogę do mojego domu. Na miejscu znajdujemy się pół godziny później dzięki mojej szybkiej jeździe i braku samochodów na drodze.
Zanim otwieram swoje drzwi, Adrianne już wyswobadza się z pasów i wysiada.
- Dokąd ci się tak spieszy? - podchodzę do niej z uśmiechem i oferuję swoje ramię.
- Przepraszam. Nie za bardzo jestem przyzwyczajona do tych wszystkich miłych gestów - odpowiada, patrząc w niebo. - Ale piękne.
- Tęsknisz za nimi? - pytam podążając wzrokiem za jej.
Śmieje się pod nosem. Ładny dźwięk. Podoba mi się.
- Chciałabym. Ale jeszcze nigdy ich nie dotknęłam - wzdycha.
- Byłem przekonany, że to właśnie między nimi mieszkacie - mówię zdumiony i otwieram przed nią drzwi do domu.
- Ja nie jestem aniołem - powtarza zatrzymując się. Przez chwilę na mnie patrzy, po czym wchodzi do środka.
Dlaczego jest taka uparta? Nie mogę tego pojąć. Kładę dłoń na jej talii i prowadzę ją przez salon, aż na taras gdzie czeka zastawiony stolik. Cały parkiet jest w świecach. Wszystkie białe, różnią się jedynie wysokością i kształtem.
- Chciałem by to zastąpiło ci gwiazdy które miałaś tam na górze. - mówię stojąc za nią. - Poświęciłaś je dla mnie, więc zrobię wszystko byś mogła poczuć się choć trochę jak w domu.
Obserwuję ją. Rozgląda się wokół siebie. Po chwili odwraca się w moją stronę. Nie tylko błysk zachwytu widzę w jej oczach. Widzę też łzy.
Również kompletnie łamie moje serce w jednym momencie.
- Aniele.. - mówię ledwo słyszalnie. Co ja najlepszego zrobiłem?
- To jest takie piękne - szepcze i jeszcze raz się rozgląda. - Boże. Dziękuję.
Tymi kilkoma słowami skleja miliony kawałeczków mojego serca w całość. Przecież to nic. Codziennie powinna tak jadać. Zasługuje na tysiąc razy więcej.
Postaram się, aby wszystko było jak trzeba. Aby dostała to na co zasługuje. Wystraszyła mnie swoją reakcją. Ale teraz czuję niewyobrażalną ulgę. Odsuwam jej krzesło i dopilnowuje by bezpiecznie na nim usiadła.
- Wybacz mi jeżeli powiem coś głupiego lub obraźliwego. Musisz jednak zrozumieć, nie jestem specjalistą od aniołów, jesteś pierwszym jakiegoś spotkałem.. - tłumaczę się nieco tym zakłopotany. -.. tak więc.. Czy będzie w porządku jeśli zaproponuje ci wino?
- Chyba tak - odpowiada, patrząc na mnie. - Ja też przepraszam. Nie znam się na uwodzeniu i tych rzeczach jakich oczekujesz. Nie chcę zawieść.
- Uwodzeniu? - uśmiecham się pod nosem. - Już mnie całkowicie uwiodłaś. To już mamy za sobą.
Kręci głową. Siadam naprzeciwko jej, kiedy kieliszek do połowy napełniony jest winem. Ona patrzy wszędzie tylko nie na mnie. A ja patrzę tylko na nią. Nic więcej nie jest warte uwagi.
- Jeśli coś jest nie tak.. - przerywam ciszę niepewnie. Chcę żeby było dla niej idealnie.
- Wszystko jest w porządku, panie Tomlinson - zapewnia mnie.
- Więc mam nadzieję że będzie smakować - pokazuje na talerz przed nią.
Uśmiecha się do mnie i odgarnia włosy. Zaczyna jeść, a ja zaraz po niej. Pomimo iż wiem, że to kompletnie niekulturalne cały czas się w nią wpatruję. Staram się uchwycić każdą sekundę. Boję się jak jeszcze nigdy, że zaraz może zniknąć. Że stracę ją jak cztery dni temu. To było straszne. Myślałem, że nie odezwie się już. A ona do mnie napisała.
- Chciałbym ustalić jedną rzecz i szczerze liczę na twoje zrozumienie..
- Oczywiście - prostuje się, odkładając widelec. Czeka, aż zacznę mówić.
- Wolałbym żebyś pracowała nad swoim referatem wyłączenie w moim domu. Zabierzesz go dopiero do oddania, po skończeniu. - patrzę na nią doszukując się jakichkolwiek reakcji.
- Dlaczego? - pyta, przekrzywiając głowę. - Mogłabym wtedy to nadrobić, a nie tracić czas tutaj. Przecież nie jestem tu po to, aby pisać referat.
- Możesz przebywać w moim domu ile tylko zapragniesz - zaznaczam dolewając jej alkoholu.
- Dobrze. Więc będę to robić tutaj. Ale muszę jak najszybciej zacząć pisać - patrzy na mnie prosząco.
Odstawiam butelkę. Dziewczyna bierze kieliszek. Czyli mocno jej zależy.
- W porządku - przytakuje szczęśliwy że mogę spełnić jej prośbę.
- Świetnie pan gotuje - mówi, wracając wzrokiem do talerza. - Naprawdę.
- Mogę cię karmić codziennie Aniele. - uśmiecham się.
- Jeśli pan mi to obieca to nie wykluczone, że będę to wykorzystywać - śmieje się.
Moje serce uderza dwa razy mocniej na ten dźwięk. Chcę go słyszeć jak najczęściej.
Podoba mi się. Jest taki perlisty. Dźwięczny. Jak u anioła.
- Musisz mieć na czym tu pracować - wstaje od stołu i idę do salonu. Biorę elegancką torbę i z nią wracam do dziewczyny.
Stoi przy barierce tarasu. Obejmuje się ramionami. Patrzę jak wiatr porusza jej cienką sukienką.
Odchrząkuję i kiedy się odwraca, posyłam jej szeroki uśmiech.
- Proszę - podaje prezent w jej drobne dłonie.
- Co to? - pyta ciekawa.
Podchodzi do krzesła i otwiera torbę.
Wyciąga z niej nowo kupionego,białego laptopa. Specjalnie dla niej.
- O nie - kręci głową. - Nie mogę tego przyjąć.
- Nie widzę powodu dla którego nie miałabyś tego zrobić
- Mam swojego laptopa - odsuwa prezent i patrzy na mnie. - Nie chcę przyjmować prezentów. To tak jakbym...Nie ważne. Proszę.
- Prosiłem żebyś tak nie myślała - przez nią znów pojawia się smutek w moim sercu.
- Przepraszam - Podchodzi Do Mnie. - Bardzo dziękuję za prezent. Tyle, że na pewno był drogi. To naprawdę nie jest konieczne - uśmiecha się, próbując mnie o tym zapewnić.
Wiedza o tym jakie są jej wyobrażenia jednak nie pozwala mi na nowo czuć szczęścia. Doprowadzam do tego choć tak bardzo tego nie chce.
Ona myśli, że chcę ją...Nie. Nie chcę, aby tak to odbierała. Nie takie są moje intencje. Nie umiałbym traktować anioła jak dziwki. To słowa boli nawet wtedy, kiedy tylko je wspominam w głowie.
Nie mogę pozwolić, aby się oddaliła. Chciałbym, aby czuła to co ja. Szczęście. Podziw.
- Wróćmy proszę do kolacji - odzywam się cicho i pokazuje ręką w stronę tarasu.
Siadamy z powrotem do stołu. Panuje cisza. Adrianne jeździ palcami po brzegu kieliszka. Co chwila przygryza wargę.
Kiedy chcę coś powiedzieć, ona robi to pierwsza.
Podnosi głowę i patrzy na mnie.
- Zaczniemy dziś? - pyta.
- Liczyłem bardziej na kol... ale dobrze - rozglądam się jakbym czegoś szukał choć nie mam najmniejszego pojęcia czego. - Zacznijmy - wstaje i odsuwam krzesło również jej.
- Mówiłam, że nie znam się na tym wszystkim - wypomina i podnosi się. - Ja mylę rękę prawą z lewą, a co dopiero mówić o rozmowie z mężczyzną dłużej niż dwie minuty.
- Powiedz proszę od czegoś chciałabyś rozpocząć. - wchodzimy do środka.
Pod ręką trzyma laptopa. Siadamy na kanapie. Dziewczyna układa sprzęt na kolanach. Ja za to spoczywam na fotelu. Sięgam ręką po szklankę i whisky.
- Na pewno nie od tego. Proszę - odzywa się. - Nie chcę, aby whisky towarzyszyła nam w rozmowie. Myślę, że chcę zacząć od tego dlaczego wybrał pan filozofię.
- W czym moja droga przeszkadza ci szklanka whisky? Bardzo dobrego, starego whisky? - pytam ciekaw.
Nie rozumiem. To tylko trochę alkoholu. Zresztą mojego ulubionego.
- Chciałabym dziś wrócić do domu - mówi. - A nawet jeśli miałabym wracać inaczej, to nie lubię jak mężczyzna pije coś mocniejszego niż wino. Na pewno nie kiedy chce z nim rozmawiać. Proszę, panie Tomlinson - dodaje łagodnie.
- No cóż... - odkładam kryształ na jego poprzednie miejsce. - Nie wybrałem filozofii. Ona znalazła mnie - mówię zgodnie z prawdą. Bardzo dobrze pamiętam okres swojej młodości. Bylem zupełnie wolny i niezależny. A teraz? Nie mogę uciec przed samym sobą, żyję w pułapce.
Niby wszystko jest proste. Przejrzyste. A z każdej sytuacji znajdujemy wyjście. Nic podobnego. Nic nie jest jasne. Łatwe. Los lubi bywać przewrotny. Zdaję sobie sprawę, że pewnymi rzeczami mogłem pokierować inaczej.
Wzdycham i moja ręką odruchowo zmierzenia do stolika obok. Zatrzymuje ją jednak w połowie drogi i zaplatam palce obu dłoni ze sobą.
- Chwilka - prosi mnie.
Widocznie komputer musi przyswoić wszystkie nowości. Potem ona szybko spisuje to co powiedziałem. - Ma pan pomysł na życie? Jakieś marzenia? Miał je pan, gdy szedł na studia?
- Każdy je ma, nie uważasz? Proszę powiedz mi o swoich.. - błagam ciekaw właśnie tego w tej chwili najbardziej pod słońcem.
Przenosi wzrok z komputera na mnie. Dlaczego nie mam daru czytania w myślach? Mógłbym wyłapywać jej piękne wspomnienia, cudowne myśli. Mógłbym wiedzieć, co czuje. Jest zagadką.
- Mieliśmy rozmawiać o panu - poddaje się. Odkłada komputer i wstaje.
Moje serce na moment zamiera. Nie. Nie wychodzi. Idzie tylko do okna. Opiera się ramieniem o ścianę i patrzy w szybę.
- Chciałabym namalować obraz, który pokochaliby miliony ludzi. Taki piękny. Mówiący o mnie. Żeby każdy patrząc na niego, mógł mnie poznać. Nie jest to takie łatwe. Będę się musiała napracować. Ale do celu warto dążyć. Prawda? - patrzy na mnie przez ramię.
Wygląda na spokojną, lekko rozmarzoną. Uśmiecha się w moją stronę.
- Bez dwóch zdań - mówię oczarowany. Chciałbym oprawić w ramkę właśnie nią. Nie miliony, miliardy były by zachwycone.
Wiem to. Jest taka piękna. A jeśli na uczelni również ją podziwiają? Jeśli ktoś ją adoruje? Na pewno nie dostatecznie. Nie tak jak powinien.
Adrianne podchodzi do mnie. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy. To długie spojrzenie.
Wiem że będę w stanie zrobić wszystko by była jak najszczęśliwsza. Zasługuje na to. Mój Anioł...
Siada przy moich kolanach. Głowę opiera o nie. Wplatam palce w jej włosy, delikatnie je przeczesując.
- A dlaczego pan zrezygnował z nauki na uniwersytecie? - pyta cicho.
- Są dwie wersje. Prawdziwa i oficjalna. - mówię łagodnie choć to wspomnienie nie należy do przyjemnych.
- A którą chce się pan podzielić? - rysuje palcem po moim kolanie.
- Zostałem wyrzucony. - odzywam się niechętnie. Mojemu Aniołkowi mogę powiedzieć, jeśli tylko tego chce.
Podnosi głowę i patrzy na mnie. Gładzę jej miękkie włosy. Ufam jej. Nie muszę znać Adrianne długo. Po prostu jej ufam i wierzę. Ona ma prawo wiedzieć. O wszystkim. Ale w odpowiednim czasie, nie na raz.
- Dlaczego, panie Tomlinson? - w jej oczach dostrzegam ciekawość.
- Oficjalnie to ja sam odszedłem. - zmieniam temat.
- Muszę znać pana przeszłość i teraźniejszość - mówi uparcie. - Oraz plany na przyszłość. Moi wykładowcy muszą wiedzieć, dlaczego to akurat pan mnie zainspirował, panie Tomlinson. Zabawne jest to, że ja sama nie wiem. Dlatego bardzo chcę poznać odpowiedź - podnosi się z klęczek.
Moja dłoń bezwładnie opada na kolano. Podchodzi do komputera.
- Ale dzisiaj chyba nie popracujemy. W zasadzie to popsułoby wieczór. Przepraszam, że na to wszystko naciskam. Każda informacja jest cenna. Proszę mi wybaczyć.
- Rozumiem Cię całkowicie. Proszę, pytaj śmiało. Na prawdę chcę ci pomóc jak tylko będę potrafił. Pytaj. Od teraz obiecuję odpowiadać na wszystkie pytania. - mówię szczerze. Przecież pp to tu przyszła, dlatego się zgodziła. Nie zmienię sytuacji jaka między nami panuje. Biorę głęboki oddech i wymuszam uśmiech.
Pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Jutro - mówi cicho, jakby to była jej obietnica. - Jutro będę pytać, aż będzie mnie miał pan dość - prostuje się i odchodzi po torebkę. Kiedy wraca, dalej siedzę w tej samej pozycji. - Bardzo dziękuję za ten miły wieczór - nawet w blasku lampki, dostrzegam jej rumieńce. - Nie spodziewałam się tego wszystkiego...Było tak cudownie. Te świece...A teraz będę już szła. Dobranoc - dodaje i wychodzi z salonu.
Zrywam się z miejsca i szybkim krokiem podążam za nią. Otwieram przed nią drzwi, jednak sam też opuszczam dom.
- Nie chcę, żebyś wracała sama. Pozwól mi się odwieźć. Proszę...
- Dlaczego pan po prostu nie zaproponuje mi, abym została? - odwraca się i patrzy mi w oczy.
Chwilę później zatyka ręką usta. - Przepraszam - mówi niewyraźnie. - Chyba lepiej pójdę. To przez to wino - odejmuje dłoń od twarzy. - Po winie staje się rozgadana. Nawet bardzo. Jak to działa na ludzi...Tak, lepiej pójdę.
Łapie jej nadgarstek bojąc się, że zaraz ucieknie. Jej słowa rozpalają we mnie iskierkę nadziei. Przyciągam ją delikatnie i patrzę twardo w oczy.
- Proszę cię, błagam żebyś została..